Zapomniane historie miasta i jego mieszkańców

1 wpis / 0 new
Skasowany
Zapomniane historie miasta i jego mieszkańców

Wspomnienie o ks. dr. kanoniku Czesławie Nowickim

20 sierpnia 2008 r.

Zawsze ufał Panu Bogu

fot. ARCHIWUM Ksiądz doktor kanonik Czesław Nowicki zawsze ufał Panu Bogu i kochał Matkę Najświętszą, której poświęcił swoje życie. To stwierdzenie jest najkrótszą charakterystyką jego osoby.

Urodził się w Parczewie, w dniu 29 sierpnia 1902 r. jako pierwsze dziecko młodych, a zarazem bardzo pobożnych rodziców, Marianny i Piotra Nowickich. Należeli oni do III Zakonu Franciszkańskiego. Byli przy tym bardzo szanowanymi obywatelami: przewodniczyli prywatnym nabożeństwom w kościele, potrafili biegle czytać i pisać, a także pomagali innym osobom pisać podania i załatwiać sprawy urzędowe.

Dzieciństwo i młodość

Ksiądz Nowicki w dzieciństwie był ministrantem. Uratował też życie koledze, zasłaniając lufę karabinu wskazującym palcem prawej ręki, który następnie amputowano. Po skończeniu parczewskiej szkoły podstawowej, został wysłany przez rodziców do Liceum im. S. Staszica w Lublinie. Ukończył je z wyróżnieniem i wstąpił do Seminarium Duchownego Kurii Metropolitarnej w Lublinie, gdzie otrzymał święcenia kapłańskie w dniu 14 czerwca 1924 r. Następnie na krótko wysłano go na zastępstwo na parafię, po czym za namową ówczesnego biskupa lubelskiego rozpoczął studia na Uniwersytecie we Fryburgu w Szwajcarii. Ukończył je obroną pracy doktorskiej na temat „Cnota wielkoduszności i wady jej przeciwne ". Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę jako wychowawca młodzieży i nauczyciel lekcji religii w liceum im. Staszica – tego samego, do którego wcześniej uczęszczał.

Pod opieką Matki Bożej

W czasie wojny został aresztowany i przebywał jako zakładnik na Zamku w Lublinie. Został cudownie zwolniony zimą 1943 r. Tego dnia inni więźniowie odeszli do Dachau... O jego zwolnienie modlili się rodzice do Matki Bożej z Gruszką, której słynący łaskami obraz znajdował się wówczas w kaplicy pod dzwonnicą, na prawo od wejścia do kościoła św. Jana Chrzciciela w Parczewie.

Po wyzwoleniu kraju spod okupacji niemieckiej ks. Nowicki został ponownie prefektem I Liceum im. S. Staszica w Lublinie, gdzie pracował do przejścia na emeryturę. Był tam wychowawcą przyszłych księży, lekarzy, prawników, nauczycieli akademickich i rektorów.

Niedługo po wojnie ciężko zachorował. Jego matka ponownie zwróciła się o ratunek syna do Matki Bożej z Gruszką. Ks. Nowicki odzyskał wówczas zdrowie i powrócił do swojej pracy. Zainteresował się losem obrazu i opowiedział o nim biskupowi Ignacemu Świrskiemu. Ówczesny ordynariusz siedlecki polecił wówczas odnowić obraz i zapisać go do rejestru własności parafii Parczew. Następnie obraz umieszczono na miejscowej plebanii.

Na tropach historii cudownego obrazu

Po wielu latach, gdy ks. Nowicki zakończył swoją pracę nauczycielską, powrócił do osamotnionego obrazu, poczuwając się do obowiązku zebrania o nim wiadomości, w przekonaniu, że winien on powrócić do ołtarza, skąd ongiś był zabrany. Jego praca polegała na wyszukiwaniu i studiowaniu dokumentów w Archiwum Państwowym Akt Dawnych w Lublinie oraz gromadzeniu ustnych i pisemnych świadectw na temat łask, uproszonych za wstawiennictwem Pani Parczewskiej. U początków tych prac były jednak relacje przekazane mu przez jego rodziców. Jego matka przekazała mu podanie o tym, że w połowie XVII w. Matka Boża ukazała się na gruszy, w sadzie znajdującym się przy cerkwi pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, na miejscu dzisiejszej Przychodni Zdrowia na ul. 11 Listopada w Parczewie. Początkowo Obraz Matki Bożej z Gruszką był umieszczony właśnie w głównym ołtarzu tej cerkwi.

Na Jej święto w dniu 15 sierpnia każdego roku przybywali liczni pielgrzymi, także z odległych okolic. Ich furmanki tarasowały ulice Parczewa , którymi nie można było przejść. Obraz ozdobiony był złotymi koronami, pozłacanymi ramami, tzw. sukienkami oraz licznymi wotami, w tym medalami wojennymi. Modlili się przed nim nie tylko Unici, ale katolicy, prawosławni, a także Żydzi.

Zmienne koleje losu

W czasie wielkiego pożaru miasta latem 1828 r. obraz został cudownie uratowany z płomieni i przeniesiony do Kościoła Świętego Ducha w Parczewie. Uniccy duchowni zabiegali o przyśpieszenie odbudowy spalonego budynku cerkwi, bo jak wynika z ich korespondencji, obawiali się niebezpieczeństwa spowodowanego rozłączeniem się parafii unickiej ze swoim obrazem Matki Bożej, tego że wierni „pójdą za Nim" do kościoła rzymskokatolickiego. Jednak spalony budynek cerkwi odbudowano dopiero w 1862 r., po czym w uroczystej procesji przeniesiono tam obraz .

Gdy w 1865 r. upadło powstanie styczniowe, na Polaków spadły liczne represje ze strony władz carskich. Jedną z nich była likwidacja kościoła unickiego i włączenie go do cerkwi prawosławnej. Według tradycji od 1876 r. unici parczewscy przestali do niej chodzić. Piotr Nowicki opowiadał swojemu synowi Czesławowi, iż miejscowy batiuszka skarżył się mu, że nie może znaleźć nikogo, kto chciałby „wydzwonić na nabożeństwo". Od tego czasu unici przestali chodzić do cerkwi, a obraz pozostał w niej do końca pierwszej wojny światowej. Zaginęły wówczas korony i wszystkie wota obrazu, a nawet sam jego kult.

W czasie I wojny światowej na terenie cerkwi urządzono obóz dla rosyjskich jeńców wojennych. Ponadto wybuchła w nim epidemia cholery, która przeniosła się do miasta i zdziesiątkowała jego mieszkańców. Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. sama cerkiew najpierw została rekoncyliowana na kościół katolicki, potem zamieniona na szpital, a ostatecznie wraz z placem oddana miastu za przyobiecaną ziemię na cmentarz kościelny.

Ocalić od zapomnienia

Około 1930 r. władze miejskie postanowiły rozebrać mury cerkwi, a uzyskaną w ten sposób cegłę przeznaczyć na budowę miejskiej szkoły podstawowej. Cudowny obraz przeniesiono wówczas do kościoła św. Jana Chrzciciela w Parczewie i umieszczono w kaplicy pod dzwonnicą. Polecił zabrać Go stamtąd proboszcz ks. kanonik Feliks Ostoyski i nakazał umieścić w kościele, na tylnej ścianie kaplicy Matki Bożej Różańcowej. Wierni nie byli jednak z tego zadowoleni, bowiem zwracając się do Matki Bożej z Gruszką musieli odwracać się tyłem do ołtarza. Po pewnym czasie obraz przysłonięto chorągwiami, ustawianymi w tej kaplicy przy ścianie. Coraz mniej żyło ludzi pamiętających obraz z cerkwi, lecz w latach 60. XX wieku zachowało się jeszcze środowisko ludzi, którzy o nim nie zapomnieli.

Będący na emeryturze ks. Czesław Nowicki postanowił ukończyć prace w sprawie rewindykacji kultu matki Bożej w Parczewie za zgodą i poparciem bp. Ignacego Świrskiego. Prace te polegały na wyszukiwaniu i studiowaniu dokumentów w Archiwum Państwowym Akt Dawnych w Lublinie oraz gromadzeniu świadectw najstarszych ludzi, przesłuchiwaniu, a także zbieraniu pisemnych oświadczeń. Wzywał ich za pośrednictwem swojej siostry, która po pewnym czasie odmówiła tej pomocy, stwierdzając, że ilekroć ktoś przyjdzie do ich domu w tej sprawie - wkrótce umiera. Wówczas jej brat powiedział: „Stefciu, oni na to jeszcze żyli, aby dać świadectwo prawdzie".

Rezultatem jego wysiłków było opracowanie „Kolejne losy obrazu Matki Bożej z cerkwi unickiej w Parczewie, na tle historii parafii od 1828 do 1875 r.". Praca ta stanowiła podstawę przywrócenia kultu Matki Bożej w Jej obrazie, w którym obecnie odbiera cześć jako Królowa Rodzin. Miało to miejsce 15 sierpnia 1968 r. poprzez umieszczenie obrazu w głównym ołtarzu kościoła parafialnego w Parczewie.

„Kamienie wołać będą…”

Kolejną zasługą ks. Nowickiego było przywrócenie potomnym pamięci o bohaterskim losie parczewskich unitów. Wiedział, że na placu cerkwi pod wezwaniem Wniebowzięcia Matki Bożej, od strony ówczesnej ul. Młynarskiej, znajdował się również krzyż i tak wielki głaz „że wołu można było na nim położyć". Ów kamień był niemym świadkiem katowania i biczowania okolicznej ludności przez zaborców, podczas zaprowadzania tutaj prawosławia: „Na nim ludzie płakali, bo okrucieństwa się działy".

Ks. Nowicki przyjechał do Parczewa ok. 1958 r., gdy rozpoczęto prace przy budowie wzmiankowanej już Przychodni. Spostrzegł, że usunięto krzyż, dlatego dołożył starań, by umieszczono go na miejscowym cmentarzu. Następnie zaczęto rozbijać wspomniany głaz. Znając jego historię, uratował sporą część i kazał umieścić w ogródku swego rodzinnego domu w Parczewie. Przed śmiercią przekazał go ks. proboszczowi Mieczysławowi Marczukowi, który wystawił kamień przed bazyliką w Parczewie.

Na tropach Kościuszki

W trakcie prac nad identyfikacją obrazu i zgromadzonymi w archiwum aktami ks. dr Czesław Nowicki zapoznał się także z dokumentem, w którym stwierdzono, iż bohater narodowy, generał Tadeusz Bonawentura Kościuszko, przebywał w okolicach Parczewa. Własnoręcznie wybudował małą kapliczkę na terenie dzisiejszej miejscowości o nazwie Dołholiska, na której złożył jako wotum za ocalenie życia otrzymany w 1784 r. z rąk prezydenta Jerzego Waszyngtona wielce zaszczytny Order Cyncynnata, otrzymany za chwalebny udział w walkach narodowowyzwoleńczych.

Po ustaleniu tego faktu ks. Nowicki pojechał do proboszcza parafii, na terenie której znajdowała się wieś Dołholiska, opowiedział mu historię kapliczki i odszukał jedynie krzyż przydrożny znajdujący się, według podania, w tym samym miejscu. Następnie rozpoczął - niełatwe w czasach komunizmu - prace nad odbudową tej kaplicy. Uzyskał poparcie i księdza proboszcza, z którym się zaprzyjaźnił, i ówczesnego metropolity krakowskiego abp. Karola Wojtyły, a także Polonii amerykańskiej, w tym Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku.

Wzór pokory i życzliwości

Ksiądz dr kanonik Czesław Nowicki zmarł 29 kwietnia 1984 r. w Lublinie. Pochowany został jednak, zgodnie ze swoją wolą, na cmentarzu w Parczewie. Pozostawił po sobie nie tylko opisane powyżej dzieła, ale także cały szereg innych prac dokonanych na chwałę Bożą oraz serdeczną wdzięczność całego szeregu wychowanków. Prowadził on ludzi do Pana Boga nie tylko modlitwą, ale także wzorem swojego życia. Interesował go los zwykłych, ubogich ludzi, których wspomagał moralnie i finansowo. Zachęcał do nauki i pracy, do uprawy pożytecznych roślin. Sam żył bardzo skromnie, przeznaczając dużą część swoich poborów, a następnie nauczycielskiej emerytury na pomoc dla uczącej się młodzieży i ludzi starszych, a także na malowanie i odnawianie obrazów - szczególnie Matki Bożej.

Nosił ubranie połatane i pocerowane. Gdy jego siostra kupiła mu nową odzież - oddawał ją studentom i młodym księżom, a sam przyjeżdżał do Parczewa w zniszczonych rzeczach , polecając siostrze z uśmiechem ponowną naprawę ubrania. Podobnie oddawał innym swoje wyżywienie, a pieniądze każdemu, kto o nie prosił. Gdy zabrano mu pieniądze, albo inną rzecz, nigdy nie upominał się o ich zwrot. Bywało, że po pewnym czasie przynoszono mu to, co wcześniej zabrano, zarazem przepraszając.

Nigdy nie nosił należnych mu odznaczeń kanonika i nie zabiegał o uznanie ludzkie, znosząc z uśmiechem przykrości. Uczył otaczających go ludzi życia w myśl zasady: „Co dzień lepszy - nigdy gorszy". Mówił im, o tym że trzeba w życiu dążyć do osiągania wyznaczonych celów ze wszystkich sił i przy pomocy Boga oraz Matki Najświętszej.

Z cienia niepamięci, po prawie 25 latach od śmierci, wydobył go obecny proboszcz parafii Parczew, ks. prałat Tadeusz Lewczuk.